Skórzane rękodzieło prosto z warsztatu na czterech kołach

Który przemierza iberyjskie ziemie

Jedzenie – czego nie jedzą Hiszpanie co jemy my, czy można to czymś zastąpić albo gdzie tego szukać

01/12/2020 14:51

gotowanie, kuchnia, kuchnia polska, polskie produkty

Dzisiejszy artykuł dotyczyć będzie różnych produktów spożywczych, które w Polsce dostępne są praktycznie w każdym sklepie, a w Hiszpanii okazują się czasem wręcz nie do zdobycia. Osobiście uwielbiam iberyjską kuchnię ale czasem nachodzi mnie ochota na typowo polskie smaki, szukam więc zamienników, odpowiedników i… polskich sklepów!

Zacznę może od tego, że po opuszczeniu naszego pięknego kraju i przeprowadzce na Półwysep Iberyjski przestałam dbać o swoją dietę i używać jakichkolwiek kosmetyków (po trzech latach przyszedł czas na wielki come back olejków i kosmetyków naturalnych ale o tym innym razem). Schudłam, poczułam się lepiej, przestała doskwierać mi astma i poprawił się stan mojej skóry. Dlaczego? Bo tam gdzie zazwyczaj się zatrzymujemy i gdzie mieszkamy żywność, nawet bez oznaczenia eko jest eko i jest dobrej jakości. Jest zdrowa, świeża i po prostu lepsza. Dieta śródziemnomorska potrafi być lekkostrawna (Hiszpanie niestety często nie doceniają tego co mają i wszystko podają w nadmorskich restauracjach czy barach smażone na głębokim oleju), opiera się na rybach i owocach morza, warzywach, owocach i niezbyt dużych ilościach mięsa. Wszystko jest świeże i dostępne w bardzo przystępnych cenach (np. 4kg pomarańczy w sezonie czyli w okolicach lutego-marca kosztuje 1.50 EUR)

Czasem jednak zatęskni się za żurkiem i, chociaż nie obchodzimy świąt, ja nie wyobrażam sobie Bożego Narodzenia bez barszczu z uszkami. I co wtedy zrobić jeśli najdzie nas ochota na polskie produkty?

Jeszcze zanim przejdziemy do treści właściwiej - nasze artykuły dotyczą głównie Andaluzji i Wysp Kanaryjskich, bo tam najdłużej przebywaliśmy, być może w centralnej i północnej części kraju, albo w Katalonii, produkty o których opowiadamy są ogólnodostępne.

O dziwo bardzo trudno dostać tutaj szczypiorek (cebollino – w dosłownym tłumaczeniu cebuleczka). W supermarkecie czasem pojawi się ale w takiej cenie, że nie ma sensu go kupować (na zdjęciu poniżej szczypiorek z Mercadony, opakowanie 20g kosztuje między 1 EUR a 1,5 EUR). Jeśli znamy dobry warzywniak mamy szanse dostać szczypiorek ale jest rzadkością. Alternatywą jest ajillo czyli czosneczek – trochę grubszy i pikantniejszy w smaku ale w potrawach ta różnica się gubi. Niestety ajillo jest równie trudno dostępny jak szczypiorek (ja ostatni raz widziałam ajillo kilka lat temu na Teneryfie).

Kolejnym zaskoczeniem było dla nas to, że nie jada się tutaj raczej korzenia selera czy pietruszki. Oczywiście bazą każdej naszej zupy jest rosół, a jak można zrobić rosół z takimi brakami? Hiszpania mają swój zestaw do przyrządzenia caldo (czyli wywaru / rosołu), w którym zamiast selera znajdziemy rzodkiew albo rzepę a zamiast pietruszki najczęściej dynię. Często w skład zestawu wchodzą również ziemniaki, bo jest on przeznaczone bardziej do zrobienia puchero  niż naszej, klasycznej bazy do zup. Ale dla upartych jest rozwiązanie – czasem seler i pietruszka w korzeniu też trafia się w warzywniaku, szczególnie jeśli usytuowany jest obok jakiejś "strefy" rumuńsko – arabsko – polskiej.

Żurek oczywiście tutaj nie istnieje, trzeba wyczaić polski sklep bo mąka żytnia też jest ciężko dostępna (chyba, że horrendalnie droga w wersji ekologicznej) więc samemu zrobić zakwas będzie trudno. Przykładowa cena w polskim sklepie to 2.30EUR za 300ml zakwasu Krakus. To samo tyczy się ogórków kiszonych, dostępne są tylko w polskich sklepach (przykładowa cena 2 EUR za 500g). Można oczywiście próbować kisić samemu ale warto najpierw przetestować same ogórki, które mają delikatnie inny smak i pamiętać o tym, że ciężko (ale nie jest to niemożliwe) będzie dostać koper włoski. Moja babcia zawsze do słoików dodawała liść dębu, żeby ogórki były bardziej chrupiące – drzew w niektórych miejscach tegoż pięknego kraju też nie ma, np. na Teneryfie są właściwie tylko sosny (chyba, że na północy, tam jest bardziej bogata roślinność) i na dodatek rosną powyżej 1500 m.n.p.m, na Fuercie ponoć nie ma w ogóle drzew :) Ogórki konserwowe są, moje ulubione można kupić w Lidlu (pierwsze po lewej), ale te z Mercadony też niczego sobie (zdjęcie środkowe i z prawej).

Ciężko też o ziele angielskie, które w Hiszpanii nazywa się pimienta de Jamaica czyli pieprz z Jamajki. Mała dygresja, żeby pokazać jak mocno różnią się nasze kuchnie – wpisując w google „pimienta de jamaica” pierwszy wynik wyszukiwania z góry to strona o tytule „Pimienta de Jamaica ¿qué es? ¿para qué sirve?” czyli „Ziele angielskie, co to jest? Do czego służy?” https://www.mehueleaquemao.com/pimienta-de-jamaica-recetas-usos/ Hiszpanie nie używają tej przyprawy, która jest przecież w każdym polskim domu. Wiedziałeś, że pochodzi z Ameryki centralnej? Drugą ciężko dostępną przyprawą jest majeranek. Nie daj się nabrać jadąc do Portugalii – manjericão może nam się kojarzyć z majerankiem a to po prostu bazylia.

Jeśli chodzi o inne dziwaczne nazwy to oprócz pimienta de Jamaica warto wspomnieć o trigo sarraceno czyli saraceńskiej pszenicy. Po polsku to gryka zwyczajna czyli kasza gryczana. Niestety po raz kolejny napiszę to samo – nie ma. W polskim sklepie przykładowa cena to 1.60 EUR za 400g. Jak można nie jeść kaszy ze skwarkami i jajkiem sadzonym! A to sprowadza nas do kolejnego problemu – skąd wziąć do tego kefir?

Kiedy zaczynałam pisać ten artykuł w roku 2016 to pamiętam, że prawie w żadnym dużym hiper czy supermarkecie kefiru nie było, może jedynie w Mercadonie. Dzisiaj, gdy w końcu jestem gotowa go opublikować, lepsze i gorsze kefiry można dostać w kilku dość popularnych sklepach. W Mercadonie jest kefir za około 1.40 EUR za 500ml (na zdjęciah poniżej w niebieskim opakowaniu, pierwsze 3 zdjęcia), delikatny ale i tak "kwaśniejszy" niż ten z Dia (Pastoret, kolejne zdjęcia), który z kolei smakuje praktycznie jak jogurt naturalny. Lepszy jest w Carrefourze i na dodatek kosztuje poniżej 1 EUR .

Nasz ulubiony to  Bio Kefir z Lidla (na zdjęciach poniżej).  Ponieważ obydwoje lubimy kefir robimy go sami, nie używamy do tego bakterii a... kupny kefir i świeże mleko, chcecie wiedzieć jak zrobić dobry kefir w domu?

Niestety Hiszpanie jeśli chodzi o wyroby mleczne poszli w innym kierunku – wszędzie dostaniemy mleka roślinne, sojowe, migdałowe, bez zawartości tłuszczu, bez laktozy. Ale kefiru, maślanki czy serwatki można właściwie ze świecą szukać. Leche fermentada czyli sfermentowane mleko, czyli taka jakby maślanka, dostępna jest w Aldim i w marokańskich sklepach, których w niektórych częściach Hiszpanii (szczególnie Andaluzji) jest całkiem sporo. 

Sery na Półwyspie Iberyjskim są przepyszne, nasz ulubiony to chyba portugalski Queijo Serra da Estrela – owczy, który je się łyżeczką. Na drugim miejscu plasuje się świeży, kozi czyli queso (ES) / queijo (PT) fresco de cabra. Ale… nie ma twarożku! Jak parkujemy gdzieś dłużej albo akurat tak się składa, że okupujemy jakąś chatę to zdarzy nam się ukręcić nasz własny bo nie ma w tym zbyt dużej filozofii. W pozostałych przypadkach kupujemy Queso fresco granulado z Lidla (pierwsze zdjęcie poniżej), coś co najbardziej przypomina nam swojski twarożek. Tani, smaczny i w małych opakowaniach – jeden na głowę często służy nam za śniadanie. Inne, twarożko-podobne można dostać w Mercadonie, widoczne na zdjęciach poniżej - specjalnie tak zrobiłam, żeby dało się przeczytać skład. 

Trudno będzie też o mąkę ziemniaczaną więc o kluskach można zapomnieć. Jeśli czujemy, że nasze umiejętności językowe są wystarczające możemy udać się do apteki i kupić krochmal. Istnieje duża szansa, że dostaniemy skrobię ziemniaczaną (bardzo drogą) tylko trzeba dobrze przeczytać skład (dlatego wspominam o umiejętnościach językowych), żeby to na pewno była skrobia ziemniaczana a nie jakieś chemiczne cholerstwo bo zamiast klusek może nam wyjść coś zupełnie innego i nienadającego się do spożycia.

Chrzan tarty (rabano picante; pamiętaj, że samo rabano to rzodkiewka) też jest rarytasem. Czasem można go dorwać w olbrzymich supermarketach typu Auchan, który w Hiszpanii nosi nazwę Alcampo, lub w Carrefourze ale cena nie jest przyjazna dla portfela (ok 2,30 EUR za słoiczek 200-250g). Czasem pojawia się też w asortymencie Aldi czy Lidla i wtedy ma cenę mniej więcej taką jak w Polsce. Ja kiedyś w Fatimie w Portugalii, w Aldim, trafiłam na promocję - słoiczek za 0,50 EUR! Na zdjęciu poniżej chrzan kupiony w sklepie z żywnością wschodnioeuropejską - cena widoczna, 1.5 EUR za słoiczek.

Jeśli lubisz musztardę weź sobie zapas z Polski. Tutaj dostępna jest tylko słodka, o pikantnej możesz zapomnieć. Nam najbardziej zasmakowała rumuńska musztarda z chrzanem – 280g za 1 EUR, dostępna w sklepach z żywnością z Europy wschodniej ale też w tych arabskich, w których kupić można też Maggie. Jeden z naszych hiszpańskich znajomych wspominał, że Maggie smakowo przypomina mu sos Perrins ale to z kolei po prostu sos Worcestershire więc ja nie do końca dostrzegam to podobieństwo. Hiszpanie mają najwyraźniej trochę spaczone kubki smakowe. Ja kiedyś jak nie miałam Maggie posiliłam się sosem sojowym. Też daleko ale… dla chcącego nic trudnego. Jeśli jesteś fanem Maggie to kupuj je w sklepie polskim / wschodnioeuropejskim lub arabskim. Dlaczego? Ze względu na cenę. Jeśli trafisz, że akurat Maggie będzie dostępne np. w SuperSol czyli jednym z większych marketów w Hiszpanii, jego cena będzie dwukrotnie wyższa niż jakbyś kupił je w wyżej wymienionych miejscach.

Na początku artykułu pisałam o uszkach. Nie da się zrobić uszek bez suszonych grzybów. Tutaj niestety też rozczarowanie – czasami można takowe zakupić w sklepach z polską żywnością ale niestety rzadko i są bardzo drogie. Bulion grzybowy nie istnieje i chyba nie ma na niego żadnego popytu bo nawet w polskich sklepach nigdy się z nim nie spotkałam. Jak sobie radzić? Albo poprosić kolegę, który akurat jedzie z Polski o zapas suszonych borowików (nam się udało!) albo spróbować mrożonych grzybów z Lidla. Nie jest to to samo ale dadzą nam namiastkę polskiej Wigilii.

A co z barszczem? Hiszpańskie buraki są dziwne. Czasem trafią się normalne, nie wzbudzające podejrzeń, innym razem będą malutkie a po ugotowaniu i przekrojeniu na pół będą miały takie jakby białe kręgi i do tego prawie całkowicie stracą kolor. Niestety ten drugi typ nie nadaje się na barszcz bo nieważne jak długo będziemy gotować woda nie będzie miała praktycznie smaku. Ciekawostką jest, że buraki kupujemy w Hiszpanii na pęczki czyli manojos, nie zawsze na kilogramy. Jak dorwiemy dobre buraki mamy szanse na dobry barszcz bez wspomagania koncentratem, który oczywiście tutaj nie istnieje i znów należy udać się do sklepu z rodzimą żywnością aby go zakupić. Jeśli nie ma ani koncentratu ani buraki nie takie, trzeba ratować się zakwaszaniem cytryną, ewentualnie octem, dużą ilością przypraw i majerankiem, który jak już wiesz też jest niedostępny. Wychodzi na to, że barszcz to tutaj arealna zupa.

Co z kiszoną kapustą? Ta kiszona na winie jest dostępna w Lidlu. Niestety w moim przypadku odpada bo jest w puszce a moja alergia na nikiel i aluminium nie pozwala mi spożywać ani żywności ani napojów z metalowych pojemników (good for me!). Dlatego jedyną opcją po raz kolejny jest… polski sklep. Całe szczęście wyemigrowało nas wystarczająco dużo, żeby zawsze jakiś znajdował się w pobliżu. Ci urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą mogą trafić czasem w jakimś hipermarkecie na hiszpański chucrut czyli właśnie kiszoną kapustę (np. Aldi). Szczerze mówiąc nie spotkałam jeszcze Hiszpana, który polubił by jej smak. Ogórki kiszone też raczej nie przypadają im do gustu.

Zarówno Hiszpania i Portugalia jest rajem dla miłośników ryb. Niestety nie dla miłośników śledzia. Większość Hiszpanów, gdy zapytamy ich o arenque pokręci przecząco głową i wzruszy ramionami, a jak dodamy, że chodzi nam o taką rybę to na bank wyszczerzą oczy i powtórzą gesty oznaczające tylko wielkie „nie wiem o co ci chodzi, nie ma takiej ryby”. Oczywiście nie wszyscy. Ale większość. W Lidlu na całe szczęście jest puszeczka śledzików w sosie pomidorowym i to w stałym asortymencie – ja z puszki jeść nie mogę ale kto może niech się nacieszy chociaż drogo wychodzi. W pudełku plastikowym, też w Lidlu, czasem mamy śledzia w śmietanie lub w sosie śmietanowym z ogórkiem konserwowym (nie ma moich ulubionych w sosie musztardowym!). Nie jest to towar całkowicie niedostępny ale nie cieszy się popularnością i nie w każdym sklepie, nawet supermarkecie, śledzia dostaniemy. Najbardziej "zbliżone" do naszych śledzi są boquerones, czyli saredlea europejska. Wkrótce wrzucę wam przepis jak przyrządzić je w najbardziej tradycyjny sposób, chcecie?

Copyright © 2019 ArteCaravana. All rights reserved. Designed by ArteCaravana