Skórzane rękodzieło prosto z warsztatu na czterech kołach

Który przemierza iberyjskie ziemie

Jak zostać Baskiem? Czy Hiszpan może mieć supermoce? Dlaczego lepiej nie mówić żonie w trakcie rozwodu o wygranej w Lotto? – na te i kilka innych pytań odpowiedzi znajdziecie w 7 komediach hiszpańskich, które chcemy wam dzisiaj polecić.

16/04/2020 21:49

filmy, hiszpania, hiszpańskie kino, kino, komedie

Nasza strona artecaravna.com to projekt, który powstał ponieważ chcemy pokazać wam nasze skórzane, ręcznie robione produkty ale również by podzielić się z wami naszą wiedzą o Hiszpanii, Portugalii, caravaningu czy też życiu w vanie, znanym jako „vanlife”.  To tutaj możemy zarazić was miłością, którą pałamy do Półwyspu Iberyjskiego.  Dzisiaj pora na hiszpańskie kino – wydaję nam się, że w czasach przymusowej izolacji dawka dobrej, hiszpańskiej komedii nikomu nie zaszkodzi. Przy okazji, obejrzenie filmu po hiszpańsku będzie dla uczących się tego pięknego języka świetnym treningiem i jest to również świetny sposób na poznanie zwyczajów i kultury. Nie chcemy, żeby był to ranking, nie są to więc nasze wybrane, wyselekcjonowane, jedyne godne polecenia filmy. Dlaczego? Wychodzimy z założenia, że każdy ma inny gust więc im większa różnorodność tym większa szansa, że Ty też znajdziesz coś dla siebie. Mamy więc dzisiaj dla was zestawienie 7 komedii, z których niektóre zostały już wydane w języku polskim.

Zdjęcie: Dani Rovira jako ’Superlópez’, źródło: https://www.elperiodico.com/

Ocho apellidos vascos – dosłowne tłumaczenie „Osiem baskijskich nazwisk”, tytuł polski „ Hiszpański temperament” 

Nasza ulubiona komedia hiszpańska, która pięknie pokazuje jak bardzo różnią się od siebie wspólnoty autonomiczne (coś na kształt naszych województw) i ich mieszkańcy. Historia, oczywiście miłosna, zaczyna się w barze w Sevilli. Amaia, Baskijka, miała tam świętować swój wieczór panieński ale ponieważ ślub odwołany to nie może koleżankom wybaczyć tak fatalnego pomysłu – bo jak można bawić się z kolesiami lepiącymi się od brylantyny? Już od pierwszej sceny poznawać będziemy kolosalne różnice, które dzielą Andaluzyjczyków i Basków: styl ubierania się, mówienia, poruszania, muzyka, taniec, nawet to co piją i jak czeszą włosy. Piękny, krótki dialog, między kelnerami idealnie obrazuje animozje między Krajem Basków a Andaluzją:

- Co za nieziemskie kobiety, Joaquin! (Que maravilla de mujeres, Joaquin!)

- Te trzy, Currito? Zapomnij! (Que, esas tres Currito? Ni se te ocurra!)

- Co? Zajęte? To nawet lepiej! (Porque, tienen novios? Mejor!)

- Gorzej! (Peor!)

- Gorzej? Lesbijki? (Peor? Tijeraso?)

- Gorzej! (Peor)

- Jeszcze gorzej? (Peor?)

- To chyba Baskijki (Que deben ser Vascas por lo menos)

Oczywiście jeden z pracowników baru, Rafa, zakochuje się w Amai i jedzie za nią do Kraju Basków, żeby oddać jej portfel i przywieźć ją ze sobą z powrotem do Sewilli. Tu dopiero zaczyna się przygoda! Piękne dialogi, świetne poczucie humoru, duża dawka wiedzy na temat Hiszpanii podana w lekkostrawny i przystępny sposób (oczywiście z przymrużeniem oka i mocno humorystycznie). Obsada również niczego sobie – przyszywaną mamę Rafy gra Carmen Machi znana z filmów Almodovara, główne role odgrywają Dani Rovira i Clara Lago.

Ocho apellidos catalanes – tłumaczenie dosłowne „Osiem nazwisk katalońskich”, tytuł polski „Jak zostać Katalonką”

Jest to druga część „Ocho apellidos vascos” mamy więc do czynienia z tymi samymi postaciami. Ciężko powiedzieć coś o fabule bez zdradzania zbyt wielu szczegółów części pierwszej ale postaramy się! Tym razem Amaia planuje ślub z Katalończykiem więc jej ojciec - Koldo, przyjeżdża do Sewilli do Rafy (z którym Amaia rozstała się wcześniej), żeby odzyskać naszyjnik, który mu podarował, a który ma być prezentem ślubnym. W końcu razem jadą na odsiecz do Barcelony. Mamy więc zderzenie, tym razem trzech a nie zaledwie dwóch, najbardziej od siebie różniących się regionów Hiszpanii. Piękne sceny jak Koldo (przypominam – Bask!) klaszcze do flamenco tak arytmicznie, że zespół przestaje grać, żeby znaleźć na sali winnego; jak panowie niosą platformy z figurami Świętych w czasie Wielkiego Tygodnia; czytanie „zaszyfrowanego” zaproszenia na ślub, które napisane jest po prostu po katalońsku i najpiękniejsza scena kiedy Koldo odmawia wyjścia z pociągu, żeby przesiąść się na kolejne połączenie bo jak mówi „Un Vasco como yo no pisa Madrid!” („Prawdziwy Bask, taki jak ja, nie postawi swojej nogi w Madrycie!”). Jeśli chcesz zobaczyć jak udaje im się wyjść z opresji, nie tylko tej ale i kolejnych to koniecznie obejrzyj „Ocho apellidos catalanes” chociaż szczerze mówiąc, przy części pierwszej wypada blado.

Superlópez

Film, który w kinach pojawił się w roku 2018 to kolejna bardzo dobra i wybitnie zabawna produkcja hiszpańska. Szczerze mówiąc, jak wybierałam się do kina by go obejrzeć, nie widziałam, że jest to film na podstawie komiksu z lat 70'! Niestety wyszła tutaj moja ignorancja bo do końca byłam przekonana, że idę na parodię amerykańskiego filmu "Superman". Ależ czekała na mnie pozytywna niespodzianka! Głównego bohatera gra Dani Rovira, którego znamy już z poprzednich dwóch filmów, a którego dobrze się zarówno słucha jak i ogląda. Odgrywa on postać tytułowego Superlópeza. Ale od początku. Na planecie Chitón pewien naukowiec imieniem Jan tworzy broń "ostateczną", która pomoże mu wyzwolić jego planetę spod panowania złowieszczego Skorby. Bronią tą jest dziecko obdarzone super mocami. Niestety Skorba dowiaduje się o eksperymencie. Przybywa jednak za późno i Janowi udaje się uratować niemowlę, które wysyła w statku kosmicznym w kierunku Ziemi. W ślad za noworodkiem w pogoń rusza Agata, córka Skorby. Jej statek rozbija się w USA natomiast mały Juan trafia do Hiszpanii gdzie zostaje adoptowany przez rodzinę Lopez. Szybko wychodzi na jaw jakimi mocami dysponuje chłopiec i jego nowi rodzice radzą mu za bardzo się nimi nie chwalić, a właściwie to je ukrywać. Dopiero dorosły Juan przez przypadek ujawnia swoje możliwości próbując zatrzymać rozpędzone metro i uratować setki ludzi od śmierci. To właśnie wtedy zaczyna się historia Superlopeza. Po raz kolejny zostaniemy uraczeni dobrą dawką hiszpańskiego humoru, pokusiłabym się nawet powiedzieć, że Superlopez jest lepszy od najnowszych, amerykańskich filmów o superbohaterach. Nie ma w tym filmie przemocy, wulgarności i nagości, jest za to świetna fabuła i po raz kolejny spora dawka Hiszpanii.

Si yo fuera rico – tłumaczenie dosłowne „Gdybym był bogaty”, oficjalnego tytułu polskiego – brak

Historia Santiego (Álex García), który po podjęciu decyzji o rozwodzie dowiaduje się, że wygrał w Lotto 25 milionów euro. Ukrywa to przed swoją żoną Maite (Alexandra Jiménez, grała również w filmie Superlopez) , żeby nie musieć się z nią dzielić. Jest to jeden z remake'ów, od których ostatnio roi się także w polskiej kinematografii. „Si yo fuera rico” to remake francuskiego filmu o tym samym tytule „Ah! Si j’étais riche” (2002) . W tej kategorii mamy również film 'Perfectos desconocidos' czyli remake włoskiego "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (Perfetti sconosciuti)"(polska wersja również istnieje - „(Nie)znajomi”) czy 'Padre no hay más que uno', z kolei hiszpańska wersja argentyńskiego filmu 'Mamá se fue de viaje' – obydwa na naszej liście do obejrzenia, nawet podzielimy się wrażeniami przy okazji kolejnego posta w tej kategorii.

Wracając jednak do „Si yo fuera rico” - szczerze mówiąc nie jest to do końca nasz ulubiony film, raczej nie zaliczy się do czołówki. Z jednej strony jest tam kilka sympatycznych fragmentów ale całość jest po prostu przeciętna. Ciekawym jest jednak fakt, że opowiada o wygranej na loterii więc o czymś najbardziej hiszpańskim co można sobie wymyślić. Gdyby ktoś zapytał mnie co najbardziej zaskoczyło mnie w Hiszpanii to w pierwszej dziesiątce na pewno znalazłoby się "zamiłowanie Hiszpanów do loterii". 

Ventajas de viajar en tren - dosłowne tłumaczenie „Zalety podróżowania pociągiem” - na razie oficjalnego polskiego tytułu brak

Wspaniały film, jeden z lepszych, jakie mieliśmy ostatnio okazję oglądać. Niestety jest na tyle świeży, że z tego co wiem nie jest jeszcze dostępny w polskiej wersji językowej ale jest to jedna z tych produkcji, na które warto poczekać. Ciężko jednoznacznie określić kategorię, coś na pograniczu czarnej komedii, komediodramatu i thrillera z domieszką surrealizmu i dozą absurdu. Ponieważ film składa się z podrozdziałów, nie mogę się pozbyć wrażenia, że przypomina mocno „Burning Palms”. Nie tylko ze względu na strukturę ale również tematyka jest poniekąd podoba. Niektóre fragmentu przypominaj z kolei film „Gran Budapest Hotel”, który zresztą zaliczamy do naszych ulubionych. Inne, odrobinę „zalatują” „Morderstwem w Orient Expressie” czy nawet nowiutkim filmem z 2019 „Na noże”. Świetna gra aktorska i przede wszystkim nietuzinkowa fabuła. Gdybym miała ją opisać jednym zdaniem (a nie jest to proste zadanie) to powiedziałabym, że film opowiada historię kobiety, która nagle zdaje sobie sprawę, że znalazła się w absurdalnie chorej sytuacji z powodu swojego schizofrenicznego chłopaka. Film zaczyna się w pociągu, którym do domu wraca główna bohaterka po tym jak zostawia swojego partnera w szpitalu psychiatrycznym. (Nie)fortunnie siada naprzeciwko gadatliwego mężczyzny, który przedstawia się jako Angel Sanagustin, lekarz psychiatrii i zaczyna opowiadać jej o swoich pacjentach.

Perdiendo el Norte – dosłowne tłumaczenie „Gubiąc Północ”, polski tytuł oficjalny „Zabłąkani”

Trochę starsza produkcja ale dzięki temu dostępna w języku polskim. Opowiada historię dwóch kolegów, którzy po ukończeniu studiów nie mogą znaleźć pracy. W Hiszpanii jest to gorący okres kryzysu i rosnącego w zatrważającym tempie bezrobocia. Hugo i Braulio postanawiają więc wyjechać do Berlina, o którym wiedzą tyle ile widzieli w programie telewizyjnym. Łatwo się oczywiście domyślić, że rzeczywistość mocno odbiega od ich wyobrażeń ale muszą sobie jakoś poradzić w tej nowej sytuacji życiowej. Hugo, lat 27, mogący pochwalić się podwójnym licencjatem (administracja oraz marketing i zarządzanie) i tytułem magistra w „Business Administration” oraz Braulio, licencjat z chemii i magister z biologi komórkowej i molekularnej. Na wstępie filmu mamy właściwie piękne podsumowanie historii, którą będzie dan nam obejrzeć (cytat, mówi Hugo):

„Należymy do generacji najlepiej przygotowanej w całej historii (…), tej której miało być lepiej niż rodzicom a skończyło się na tym, że żyje jak dziadkowie (…). Teraz nazywają nas generacją zagubioną (ewentualnie straconą – gra słów, przyp.), ale ja doskonale wiem gdzie jestem: pracuję 10 godzin dziennie w tureckiej restauracji w Berlinie, z której każdej nocy wychodzę śmierdząc falafelem i zastanawiam się „jak do cholery do tego doszło?!”

„Pertenecemos a la generación mejor preparada de la historia (…) la que iba venir mejor que sus padres pero ha acabado viviendo como sus abuelos (…). Ahora nos llaman generación perdida, pero yo se muy bien donde estoy, trabajando 10 horas diarias en un restaurante turco de Berlin del que salgo cada noche oliendo a falafel y preguntandome „como cono nos ha podido llegar esto?!”

Oglądając ten film łatwo odnieść wrażenie, że analogiczna historia mogła się przytrafić w Polsce. Lekka komedia, bez rewelacji. Ostatnio ukazała się kolejna część „Perdiendo el Este” ale nie mieliśmy jej jeszcze okazji zobaczyć. Na pewno podzielimy się wrażeniami.

La gran familia espanola - „Wielka hiszpańska rodzina”

Ładna i przyjemna komedyjka. Film zaczyna się sceną w podstawówce gdzie młody chłopiec oświadcza się swojej koleżance z klasy. Wiele lat później odbywać się będzie ich ślub i to właśnie w jego trakcie dzieje się akcja całego filmu. Data, którą na to wyjątkowe wydarzenie wybrali przyszli państwo młodzi (którzy ledwo ukończyli 18 lat), pokrywa się niestety z Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. „Piękny” obraz wielkiej hiszpańskiej rodziny z całą masą intryg i zawiłości. Ślub zostaje przerwany bo ojciec pana młodego traci przytomność... 

Jeśli od komedii wolisz inny typ kina to zachęcamy do przeczytania: Hiszpańskie kino – filmy, które najbardziej zapadają w pamięci 

 

Copyright © 2019 ArteCaravana. All rights reserved. Designed by ArteCaravana